14-04-2008
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
„Trudno zrozumieć istotę ludzkiego życia. Niektórzy powiedzieliby, że można ją zmierzyć tymi, których pozostawiamy za sobą. Niektórzy wierzą, że może być mierzona wiarą. Niektórzy, że miłością. A jeszcze inni mówią, że życie w ogóle nie ma żadnego znaczenia. Ja... Ja wierzę, że naszą miarą są ludzie, którzy mierzą nami swoją wartość, ” mówi na początku Carter Chambers (Morgan Freeman). Brzmi poważnie i w istocie film traktuje o nietrywialnych sprawach - sensie życia, śmierci i postawach wobec kwestii eschatologicznych. Tym razem jednak opowieść ma zabawną formę, na ekranie szaleją Morgan Freeman i Jack Nicholson.
Pomysł jest nienowy - śmiertelna choroba zbliża do siebie ludzi, których pozornie niemal wszystko dzieli. Edward Cole (Jack Nicholson), doskonale prosperujący, ekscentryczny biznesmen musi stać się pacjentem swojego szpitala z powodu nowotworu. Traf chciał, że w tej samej sali leży niezbyt zamożny mechanik samochodowy również cierpiący na raka. Panowie nie od razu przypadają sobie do gustu, ale okazuje się, że obu zostało zaledwie kilka miesięcy życia – widmo śmierci zmienia ogląd rzeczywistości i ludzi.
Cole zauważa pewnego dnia, że współlokator ze szpitalnej sali prowadzi jakieś zapiski. Okazuje się, że to bucket list – lista rzeczy do zrobienia, zanim „kopniemy w kalendarz”, jak w niezbyt wyrafinowany sposób wyraża się o śmierci biznesmen. Rozrzut celów jest dość duży, obejmuje m. in. skok ze spadochronem, pomoc nieznajomemu w skończeniu czegoś na dobre, pocałowanie najpiękniejszej kobiety na świecie, śmiech do łez, zrobienie tatuażu, przejechanie się Mustangiem Shelby, etc. Realizacja planów wymaga pieniędzy (które Cole posiada) i czasu (którego panowie nie mają zbyt dużo). Pacjenci – nie bez oporu statecznego Cartera – porzucają nie dajacą dużych nadziei terapię i wyruszają w podróż... i tak w tej części filmu na ekranie podziwiać można piękne, kolorowe slajdy, pocztówkowe ujęcia z różnych stron świata.
Schemat komedii nie jest oryginalny – diametralnie różni bohaterowie zostają uwikłani w okoliczności, które zmuszają ich do współdziałania, co stwarza zabawne sytuacje. Nowatorstwo w tym zakresie jednak okazuje się niepotrzebne – doskonała gra Nicholsona i Freemana, zabawne dialogi, śliczne krajobrazy i – co niezmiernie ważne – piękne przesłanie czynią film wartym obejrzenia.
Lekka forma filmu załamuje się w kilku momentach, co było zapewne świadomym zamierzeniem twórców. Nie należy bowiem zapominać, że wartka akcja i komizm stanowią otoczkę dla problemów egzystencjalnych oraz podjęcia tematu choroby i śmierci. W obrazie nie brakuje scen demaskujących istotę terapii przeciwnowotworowej. Są też rozważania filozoficzne, kwestia istnienia Boga, wartości, którym warto w życiu hołdować i temat główny, choć dziś chętnie pomijany – jak oswoić śmierć.